Czyli ani ultra, ani backyard, ani festiwal-choć tutaj można polemizować, bo, biorąc pod uwagę sytuacje, w jakiej obecnie się znajdujemy, każde bieganie, a tym bardziej pospolite biegowe poruszenie, jest powodem do radości i świętowania :)
Udział mógł wziąć każdy. I szuracz z wielkim doświadczeniem, i drobny truchtacz jak np. ja, i okazyjny klepacz asfaltu.
Zasada była prosta-biegamy w ogrodzie, na ,,greenie" w parku czy wokół bloku, jednakże pętla nie mogla być dłuższa niż 1 kilometr. Wyzwanie dla naszych ciał, ale przede wszystkim, naszych głów!
Efekt ?
-kupa radości -nie tylko dla nas biegających, ale również naszych sąsiadów oraz sporadycznie mijających nas przechodniów - zdjęcia ,,wywiady" , czyli kolejna świetna okazja do rozsławienia naszego klubu
-masa wydeptanych kilometrów-najwytrwalsi z nas dobiegli 60 km- brawo!- tutaj dodam jeszcze, ze każdy bieg musiał trwać minimum pełną godzinę. Czyli chcąc przebiec taki dystans należało wstać wcześnie. W wolną niedziele...- chyba tylko my biegowi wariaci jesteśmy w stanie do takowych poświęceń ; )
- i rzecz najważniejszą, która od początku była celem samym w sobie - PODNIESIONE MORALE.
W tych zwariowanych czasach, pełnych obostrzeń, zakazów i nakazów, potrzebujemy wsparcia naszej wielkiej biegowej rodziny : ) Rodziny PRCI